Tainted, It's not about that, Om Apetyt na przygodę, Piotr Nowacki, Bartosz Sztybor
Dziś przed państwem
trzy komiksy, dwa z nich stworzone zostało przez duet twórców Sztybor/Nowacki
("Tainted" i "It's not about that") oraz jeden będący
solowym projektem Piotra Nowackiego ("Om apetyt na przygodę").
Wpis będzie zawierał
mnóstwo spojlerów, ponieważ po pierwsze, czyta tego bloga sześć osób, a po
drugie, są to moje osobiste przemyślenia na temat tych tytułów i próba,
nazwijmy to, ich płytkiej analizy.
Postanowiłem wrzucić
te komiksy do jednego zbiorczego wpisu, ponieważ myślę, że dobrze obrazują
naturalny progres autorów i stanowią swoistą "wycieczkę" po ich
twórczości, emocjach i wrażliwości.
Zacznijmy więc
zgodnie z chronologią od najstarszego z nich, a więc od niemego komiksu
"Tainted" (Wydawnictwo Mroja Press). Ta niepozorna książeczka to
zbiór sześciu krótkich nowelek, które łączy jeden wspólny (tytułowy) motyw -
skażona miłość. Każde opowiadanie skupia się również na zogniskowaniu ludzkich
ułomności i ciemnej strony naszej osobowości. Dla zobrazowania tego o czym
piszę, wyjdźmy od pierwszego opowiadania ze zbioru. Na samym początku poznajemy
głównego bohatera, który jest niebieską, kolczastą kulką. Widać, że pragnie on
wejścia w relacje z innymi, szuka interakcji, społecznie więc w jego przypadku
wszystko wygląda w porządku. Niestety wspomniane kolce nie pozwalają zbliżyć
się do niego innym postaciom, pomimo chęci zbudowania czegoś głębszego, ten
konkretny aspekt zawsze staje im na przeszkodzie. Finalnie nasz bohater
znajduje ukojenie w ramionach tak samo zbudowanej postaci. Przesłanie wydaje
się być więc dość jasne, zawsze w końcu znajdziemy kogoś, kto nas pokocha,
pomimo wszystko, pomimo wad. Ale czy tylko to? A może wspomniane kolce
charakteryzują trudny charakter postaci? Może nie chodzi tutaj tylko o wygląd
lub jakieś powierzchowne niedociągnięcia. Może to kwestia osobowościowa? Może
ranimy innych swoimi postawami, cechami charakteru, aż w końcu znajdujemy
kogoś, kto też nas rani i wówczas rachunek zysków i strat jest mniej więcej
równy? Myślę, że również w tę stronę można pójść w przypadku interpretacji
tegoż opowiadania. I w tym miejscu powtórzę się (przepraszam za dygresję),
nieme komiksy dają więcej pola do własnych przemyśleń. Narrator lub dymki
niczego nie narzucają, wyciągniesz tyle, ile sam zobaczysz. Nie będę opisywał
każdego z tych opowiadań, mimo wszystko zostawię Wam trochę przyjemności.
Skupię się jeszcze na jednym, które jest trzecim z kolei opowiadaniem zawartym
w komiksie. Tak samo jest ono bardzo metaforyczne, a traktuje o poszukiwaniu
piękna i zderzeniu się z rzeczywistością. Mężczyzna, który szuka kobiety
idealnej, zakochuje się w nieskazitelnym (ale czy na pewno?) posągu. Na
wszystkie sposoby stara się zwrócić na siebie uwagę, aż w końcu oferuje
posągowi swoje serce (miłość). Kobieta posąg ożywa i rozpromieniona wchodzi
prosto w jego ramiona. Jak można się domyślać, sielanka trwa tylko przez
chwilę, mężczyzna dostrzega bowiem zmarszczkę na twarzy swojej wybranki i w tym
momencie jego świat całkowicie traci barwy, a nieszczęśliwa, porzucona kobieta,
wraca z powrotem do muzeum. I znowu, interpretacja wydaje się dość oczywista,
nic nie jest doskonałe, każdy ma wady, nie ma ludzi idealnych itd. Oczywiście,
to wszystko prawda. Ale według mnie to opowiadanie pokazuje coś jeszcze,
mianowicie to, że tracimy bardzo wiele energii i czasu na ciągły wyścig ku
doskonałości i spełnieniu. W tym wypadku piękno to tylko jeden z przykładów
takiej gonitwy. Ustawicznie chcemy mieć więcej pieniędzy, więcej przedmiotów,
więcej idealnego życia. A gdy już to osiągniemy, to albo szybko się nudzimy,
albo biegniemy po jeszcze więcej.
Może się pojawić
pytanie, czy jest to komiks dla dzieci. Moim zdaniem - nie. Po pierwsze
dlatego, że ma dosyć silną metaforykę wypowiedzi, jest dość przewrotny, a po
drugie, myślę, że porusza się w rejonach, które dla dzieci nie są czymś
szczególnie interesującym.
Wizualnie od razu
widać kto to rysował, zawsze powtarzam to samo, ale taka jest prawda, Piotr
Nowacki ma bardzo rozpoznawalny styl. Mocny, wyrazisty pierwszy plan, totalnie
nierozpraszające uwagi tło, karykaturalna/kreskówkowa maniera, lubię rysunki
tego pana, po prostu.
Zapraszam Was do
sięgnięcia po ten zbiór nowelek. Bardzo przyjemna rzecz, z drugim dnem i
otwierająca pole do rozmów.
Kolejnym tytułem
który omówię jest "It's not about that" (Wydawnictwo Centrala) duetu
wspomnianych wcześniej twórców. Zacznę może niejako od końca, tak samo jak w
przypadku "Tainted", tutaj również jestem zdania, iż nie jest to
komiks skierowany do dzieci. Wspominam o tym dlatego, że Piotr Nowacki macza
palce również w komiksach dla najmłodszych (np. seria Miś Zbyś z wydawnictwa
Kultura Gniewu), na dodatek jego kartonowa kreska może w tym wypadku podsuwać
skojarzenia z fabułami dla młodszych odbiorców. Nic bardziej mylnego.
"It's not about that" to rzecz dla dojrzałego odbiorcy, nie tylko z
powodu wyrazistego, plottwistowego zakończenia, ale również poprzez tematykę
którą porusza. Bohaterem jest tutaj robot, który pomaga pewnej rodzinie w
pracach domowych. Przygotowuje posiłki, wyrzuca śmieci, sprząta itd. Autorzy
mocno akcentują fakt, iż odlicza on dni do swojej, zasłużonej, emerytury. Z
rozrzewnieniem ogląda zdjęcie tropikalnej wyspy, oczami wyobraźni widząc siebie
w otoczeniu palm i oceanu. Czytelnik dostrzega również, iż robot jest zmęczony,
zapracowany i pomału zaczynają szwankować jego mechanizmy. Pewnego dnia,
rodzina u której pracuje nasz wspomniany robot, postanawia sprowadzić do domu
nowy, lepszy model robota domowego... Na tym etapie zakończę omawianie fabuły,
choć bardzo korci mnie, żeby opowiedzieć ten komiks w całości. Myślę, że w
przypadku tego tytułu, dopiero znając całość tematu, można wskoczyć na fajną
dyskusję, jednak zostawię Wam przyjemność płynącą z tej przewrotnej fabuły.
Skupmy się na tematach których autorzy tutaj dotykają. Po pierwsze najbardziej
wyrazisty i niejako rzucający się w oczy - starość. Przemijanie, próba
pogodzenia się z tym, że w pewnym okresie życia zaczyna brakować sił i
motywacji. Jest to też opowieść o wypaleniu zawodowym, o popadaniu w rutynę, o
życiu, które niczym nas już nie zaskakuje. Myślę również, że zachowanie
rodziny, która nie potrafi się robotowi odwdzięczyć, jest znudzone jego
towarzystwem, powtarzalnością, ignoruje jego potrzeby, a finalnie zastępuje go
nowszym modelem, jest niejako symptomatyczne i może odnosić się do stosunku na
linii pracownik - pracodawca. Ogólnie jest to smutna opowieść, a wydźwięk tego
komiksu nie nastraja raczej optymistycznie. Autorzy nie ominęli również efektu,
który może przynieść permanentna ignorancja, uczucie odseparowania czy bycia
niepotrzebnym. Zapraszam do sprawdzenia! A jak album wygląda od strony
wizualnej? Niech nie zmyli Was ta pozornie sielankowa i gładka kreska Piotra
Nowackiego! Potwierdza się tutaj to o czym zawsze myślę w przypadku tak
narysowanych komiksów dla dorosłych. Moim zdaniem kartonowy styl podbija
doznania płynące z takich historii, ponieważ czujesz, że coś jest nie na
miejscu, że to tylko swego rodzaju zamierzone zmiękczenie świata, po to tylko,
żeby ostatecznie wszystko totalnie wykrzaczyć. Dobre!
I tak oto dochodzimy
do ostatniego komiksu, który chciałbym w tym wpisie zaprezentować. Chodzi tutaj
mianowicie o "Om apetyt na przygodę" (Wydawnictwo Kultura Gniewu –
Krótkie gatki). W odróżnieniu od powyższych tytułów, jest to solowy projekt Piotra
Nowackiego (z lekkimi wyjątkami, później wyjaśnię). Żeby więc tradycji stało
się zadość, tym razem bez żadnych wątpliwości mogę napisać, że jest to komiks
skierowany dla najmłodszych! A teraz zdanie, które choć pasuje tutaj idealnie,
to jednak bardzo go nie lubię, ponieważ wydaje mi się straszliwie wyświechtane.
Dobrze będą bawić się również dorośli. W porządku, mamy ten banał za sobą,
idźmy więc dalej. Jest to szalona historia o poszukiwaniu przyjaciela. Tytułowy
Om, "żabodinozaur", jak nazwał go sam autor, przemierza rozmaite
lokacje, spotyka na swojej drodze różnie nastawione do siebie postacie, ma
mnóstwo nieoczekiwanych przygód, a nawet uczy się karate lub ląduje w brzuchu
wielkiej, żarłocznej ryby. Komiks uczy empatii, przywiązania, miłych zachowań i
gestów. Jest różnorodnie, ale co najważniejsze, nie ma się poczucia przesytu
czy przebodźcowania. Owszem, sporo się dzieje, aczkolwiek poziome strony
podzielone na siatkę sześciu kadrów, przy bardzo wyraźnej kresce i braku
spiętrzenia zbędnych elementów w rysunku powodują, że czyta się to bardzo
przyjemnie i nie odnosi się wrażenia nadbogactwa treści i doznań. Ciekawym pomysłem
było zaproszenie do tego projeku innych polskich artystów. Piotr Nowacki
poprosił ich o zinterpretowanie kilku całostronicowych rysunków i muszę
przyznać, że dało to efekt co najmniej interesujący. Z kilku względów, po
pierwsze dlatego, że takimi szerokimi panelami, narysowanymi w kompletnie innym
stylu, Nowacki był w stanie skupić uwagę dziecka, która, jak wiemy, potrafi
rozpraszać się dość szybko. Po drugie ma to swój walor czysto estetyczny, każdy
z tych artystów posiada swój własny, unikalny styl i, co tu dużo mówić, wygląda
to bardzo dobrze. Rysownikami, którzy wzięli udział w projekcie są kolejno;
Łukasz Mazur, Tomasz Leśniak, Michał Śledziński, Berenika Kołomycka i Marcin Podolec. Ciekawym
zabiegiem jest także przełamanie czwartej ściany, autor na kartach komiksu
rozmawia zarówno ze swoimi własnymi bohaterami, jak także zwraca się
bezpośrednio do czytelników. I znowu, powtórzę się, złamanie czwartej ściany
jest interesującym zabiegiem, ponieważ umożliwia zogniskowanie na nowo,
rozproszonej uwagi młodszego czytelnika. Poza tym pogłębia to relację na linii autor - czytelnik. Autor postanowił umieścić również
sporo dodatków, trochę wspomnień i rysunków, a jak wiadomo, fani komiksów
dodatki cenią czasami bardziej niż sam komiks. Na koniec wspomnę o wydaniu,
ponieważ "Om" wydrukowany został w orientacji horyzontalnej. Mam
wielką słabość do komiksów wydawanych w tej formie.
Dzięki za uwagę. Wszystkie komiksy są nadal do kupienia, do czego Was z całej siły zachęcam.
Komentarze
Prześlij komentarz