Bez końca, Chwila jak płomień, Fragmenty chaosu - Wydawnictwo Kultura Gniewu
Naszła mnie niedawno refleksja, że pod względem czysto technicznym, czyli czytelności rysunków i zrozumienia przekazu, bez konieczności wracania do poprzednich stron oraz kilkugodzinnego wpatrywania się w grafikę w celu wyłowienia sensu tego, na co się patrzy, to instrukcje klocków Lego są czystą definicją mojego pojmowania idealnej sekwencji obrazkowej. A odnosząc to, co napisałem już konkretnie do medium, którym się zajmuję, to fakt jest taki, iż komiks niemy to najczystsza, nieskazitelna forma komiksu. Ośmielę się stwierdzić (i chyba szczególnie nie przesadzę), że największy ciężar spoczywa tu na rysowniku.
Z wnioskami płynącymi z fabuły można się zgodzić lub nie, stopień zaangażowania bywa zależny od doświadczenia życiowego, momentu, w którym się aktualnie znajdujemy. Odbiór determinują również bardziej trywialne okoliczności, jak chociażby nasz bieżący nastrój, stopień zmęczenia itd., lecz to jednak na barkach rysownika spoczywa sam fakt przyswajalności danego komiksu.
Czy czytając komiks niemy, rozumiemy to, na co patrzymy? Czy wszystko się zazębia, czy historia bez przeszkód zmierza z punktu A do punktu B?
Z fabułą można (albo nawet trzeba!) polemizować, ale według mnie, komiks niemy jest dobry wówczas, gdy rysownik stworzy sekwencje rysunków klarowną już przy pierwszym, szybkim czytaniu.
I tak oto dochodzimy do trzech niemych komiksów, które chciałbym pokazać w moim pierwszym poście na tym blogu.
Motywem do stworzenia tego wpisu jest premiera „Fragmentów chaosu” (wydawnictwo Kultura Gniewu) w pełni autorskiego komiksu Pawła Garwola. Jednak zanim przejdę do tego tytułu, chciałbym zaprezentować dwa poprzednie komiksy, które Garwol stworzył we współpracy ze scenarzystą Romanem Lipczyńskim.
Zacznijmy od debiutu tych twórców, albumu „Bez końca” (wydawnictwo: Kultura Gniewu; rok 2012). I choć faktycznie, może nie jest to komiks do końca niemy (pojawia się kilka zdań z offu i jakieś zdawkowe dymki), to w większości tych dziesięciu historii przeważają kadry bez dymków.
A o czym jest ten komiks?
Warto w tym miejscu wspomnieć, iż opowiadania zawarte w „Bez końca” nie mają ciągłości fabularnej. Łączy je natomiast postać wspomnianego głównego bohatera, który zdaje się znajdować na życiowym rozdrożu. Stracił pracę, nie ma pieniędzy, nie widzi perspektyw. Natomiast perspektywy i okoliczności znajdują jego, i to w najmniej oczekiwanych momentach.
Pasjami nie znoszę streszczania fabuł, więc oczywiście również powstrzymam się od opisywania poszczególnych opowieści. Ważne jest tutaj szersze spojrzenie. Czasami w życiu przychodzi taki moment, gdy mamy wrażenie, iż już więcej zepsuć się nie może. I w chwili, gdy o tym myślimy, dzwoni telefon, a my jesteśmy przekonani, że to kolejne złe wieści… albo (znowu!) o trzeciej nad ranem, wyrywa nas ze snu dzwoniący telefon, a my już wiemy, że zdarzyła się jakaś tragedia. Ale czy na pewno? A co, jeśli rzeczywistość i tryby wszechświata postanowiły zrobić nam psikusa? A może będzie wręcz odwrotnie? Nie przekonasz się, jeśli nie odbierzesz.
Rysunkowo Garwol postawił na fotorealizm i zastanawiam się, czy gdyby bohaterami były tu na przykład jakieś antropomorficzne zwierzęta (ten artysta równie dobrze czuje się w innej stylistyce), to czy oddziaływanie tego tytułu byłoby równie silne. Pomimo surrealistycznego i osobliwego wydźwięku tego komiksu, wykrzywionego świata jaki prezentuje, to przecież jest w nim zawarta przestrzeń tak bardzo nam znajoma, tak momentami mocno ścierająca się z naszym tu i teraz. Myślę więc, że pokazując ten groteskowy świat w hiperrealistycznej tonacji, czyni go jeszcze bardziej przerażającym. Artysta bawi się podziałem kadrów na stronie, nic nie jest tutaj z góry ustalone, nie ma schematów- klasyczna siatka miesza się z całostronicowymi obrazami. Widać swobodę twórczą, zarówno w podejściu do scenariusza, jak i do oprawy wizualnej.
Czytałem „Bez końca” wielokrotnie, wróciłem do niego również na potrzeby tego wpisu. Za każdym razem oddziałuje on na mnie podobnie, dając poczucie pozornego bezpieczeństwa, by za chwilę, całkowicie bezceremonialnie, zburzyć postrzeganie otaczającego mnie świata.
Drugim z kolei albumem tego duetu twórców jest „Chwila jak płomień” (również Kultura Gniewu). Podobnie, jak przy okazji „Bez końca”, wróciłem do niego po latach i moje wrażenia nie zmieniły się.
Jeśli chodzi o charakter tego komiksu, to nadal balansujemy na granicy znanego nam świata, a specyficznie wykrzywionej rzeczywistości, w której psy odfruwają w nieznane, a czas pod postacią pracownika gazowni, mści się na człowieku, który ingeruje w porządek wszechświata.
W przypadku tego tytułu, mam wrażenie, że artyści jeszcze bardziej zacierają granicę pomiędzy wspomnianymi przeze mnie światami.
I nawet Garwol nie czaruje już tak mocno, jak w przypadku poprzednika. Miejscami rysunki zdają się być mniej precyzyjne, miałem wrażenie, jakby artysta spieszył się i nie wkładał w nie tyle serca, co wcześniej. Najbardziej widoczne jest to w zaburzonych proporcjach, ale również twarze i detale nie są odwzorowane tak doskonale, jak wcześniej. Nadal ogląda się to bardzo dobrze.
Garwol to Garwol! Jednak od tak utalentowanego artysty wymagam więcej niż od innych. I z całą moją sympatią do tego albumu, uważam, że jest to komiks jakościowo gorszy od swojego poprzednika, jednak mający kilka mocnych stron, dla których warto go poznać i postawić na półce.
I w tym miejscu pożegnajmy historię, a skupmy się na współczesności, która była w istocie powodem powstania tego wpisu. Chodzi mianowicie o album „Fragmenty chaosu” (Kultura Gniewu), najnowszym dziecku Pawła Garwola, które jest jego w pełni autorskim projektem.
Album, który pokazuje to, o czym pisałem wcześniej, czyli artystyczną elastyczność i szeroki talent tego rysownika. Wyjdźmy od tego, że inaczej niż w przypadku wcześniej opisywanych albumów, „Fragmenty chaosu” są komiksem kolorowym. Ale nie jest to jedyna zmiana stylu zaprezentowana przez Garwola. Choć realizm jest tutaj momentami widoczny, to jednak nie znajdziemy go w takim natężeniu, jak w „Bez końca” i „Chwili jak płomień”, ten album narysowany jest zgoła inaczej. To tak naprawdę wybuchowa mieszanka różnych wrażliwości, wizji i podejścia do opowiadanej historii.
A o czym jest ten komiks?
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, ponieważ Garwol zostawił bardzo dużo przestrzeni czytelnikowi. Dla mnie jest to podróż przez wielką historię ludzkości, przez momenty przełomowe, ale również takie, które lepiej byłoby zakopać głęboko w ziemi.
Garwol nie ogranicza się tylko do oglądania się za siebie. Jest to także spojrzenie w przyszłość, które raczej nie napawa optymizmem. A oprócz podróży po naszym jestestwie, zdaje się autor pokazywać również szereg różnych emocji i uczuć. Mamy więc wypunktowane cechy budujące nasze charaktery, są tutaj opowieści o ciekawości świata, miłości, oddaniu, zdradzie, chciwości, buncie, stagnacji, chęci zmiany, instynktach, wolności… dużo tego.
A wiecie, jakie miałem skojarzenia już od pierwszego momentu, gdy zobaczyłem okładkę?
Moje myśli od razu pobiegły w stronę „Pinokia” Winshlussa. I szczerze mówiąc czułem jego ducha przez całą lekturę. Przede wszystkim poprzez nieokiełznaną i nieoczywistą stylistykę, brudną i zgniłą kolorystykę, naturalizm, a na tytułowaniu poszczególnych rozdziałów kończąc. Są to moje mocno subiektywne skojarzenia, jednak wydaje mi się, że jednak nie odjechałem tutaj zbyt daleko.
Myślę, że omówione przeze mnie albumy, mogę polecić ludziom, lubiącym w sztuce pewną dozę nieoczywistości, przełamywania schematów i niestandardowych rozwiązań. Wszyscy, poszukujący w kulturze ciekawych doznań i chcący spojrzeć czasami pod powierzchnię, powinni być w pełni usatysfakcjonowani.
3xFajnie :) Pierwsze, że ruszyłeś z blogiem. Po drugie,tematyka. Trzecie, mega, że celujesz w niszę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowo! Zapraszam!
Usuń