Empress - Dominika Węcławek & Maciej Pałka

„Empress", całkowicie niemy komiks Macieja Pałki i Dominiki Węcławek, początkowo wsparty akcją na Kickstarterze, ostatecznie światło dzienne ujrzał w roku 2021 i mniej więcej od tego czasu siedział w mojej głowie jako wielki – nieczytany – wyrzut sumienia. W ręce wpadł mi dopiero przed kilkoma dniami i po przeczytaniu go już kilkanaście razy, nadal zajmuje miejsce w moim mózgu, tylko że już nie jako cel do spełnienia, a spełnienie w najczystszej formie.

Fabuła jest mocno niejasna, działająca raczej na poziomie symboliki i umowności, momentami będąc całkiem klarowną, by za chwilę odjechać w górne rejestry abstrakcyjnego wizualnie szaleństwa. Najprościej rzecz ujmując, jest to historia drogi, osadzona w postapokaliptycznej scenerii, naznaczona walkami, krwią i miłością. Nie mam jednego klucza interpretacyjnego tej opowieści, ponieważ przy każdym kolejnym kartkowaniu, moje myśli wędrują w nieco inne rejony. Jest to album, który wymyka się standaryzacji oraz próbie zaszufladkowania w konkretnym gatunku. Niektórzy mogą mieć nawet problem, żeby nazwać go komiksem. Dzieje się tak dlatego, że jest to jeden z tych tytułów, który - mam wrażenie - lepiej odbiera się wrażeniowo, podziwiając ogólny koncept autorów, niż doszukując się standardowej, uporządkowanej logicznie fabuły. A jeśli znajdzie się ktoś, kto postanowi jednak odrzucić stronę fabularną, to nadal zostają grafiki Macieja Pałki, które doskonale bronią się zarówno w oderwaniu od scenariusza, jak i będąc jego nieodłączną częścią. Jestem zdania, że o „Empress" można myśleć także w kategoriach porządnego artbooka, po który można sięgać wyrywkowo, zatrzymując wzrok na konkretnych jego elementach. A jest na co patrzeć, bo Maciej Pałka stworzył wizualny majstersztyk. Ten niepokojący, wymarły świat, przedstawiony został w konsekwentny i przemyślany sposób. Szerokie, posępne przestrzenie, niejednokrotnie kojarzyły mi się z pracami Zdzisława Beksińskiego, który budował klimat mgłami i wieczną szarością, tutaj natomiast wszystko jest brudne, a atmosferę tworzą surrealistyczne tła, ciężkie, skażone chmury, jaskrawe, przepalone, jednokolorowe nieba lub punktowo pobrudzone przestrzenie. Kolorytu dodają również mieszkańcy tego dziwnego świata, którzy niejednokrotnie rysowani są w mocno przesterowany sposób, z groteskowymi ciałami, wykrzywionymi w wiecznym cierpieniu. „Empress" ma też pewien unikalny, undergroundowy feeling, objawiający się we wspomnianym brudzie, który wprost oblepia palce. Choć całość jest dość brutalna, bohaterka uczestniczy w walkach, które kończą się dla jej przeciwników w jeden tylko możliwy sposób, to jednak znajdziemy tu także kilka lirycznych momentów, szczególnie pod koniec albumu. Zaakcentowane są one nie tylko samymi wydarzeniami i lekkim - nazwijmy to – „unormalnieniem" sposobu rysowania, ale także samą kolorystyką, która przechodzi w zieleń i podnoszące na duchu, jaśniejsze barwy, symbolizujące początek czegoś nowego, powstałego na zgliszczach starego porządku.

Wspomniałem o Zdzisławie Beksińskim, ale widzę tutaj również inne możliwe inspiracje, moje myśli wędrują przede wszystkim ku Moebiusowi, Ianowi Bertramowi, czasami, ale tutaj mocno selektywnie, ku Manu Larcenetowi (szczególnie w niektórych czarnych, mocno kontrastowych sylwetkach), a także - przepraszam jeśli to za daleko idące skojarzenia - ku Wojciechowi Stefańcowi. Maciej Pałka stworzył jednak wizualnie bardzo „swój” album, rysowany tuszem i kolorowany cyfrowo, mieszając różne stylistyki, począwszy od wyrazistego, grubego konturu, a na zwiewnej, lekkiej, szkicowej kresce skończywszy.

Oprócz wersji kolorowej w księgarniach znaleźć można również wydanie „RAW”, czyli niepokolorowany wariant komiksu. Sam nie miałem jeszcze okazji, jednak myślę, że już nie będę tak długo czekał.


 








Komentarze

Popularne posty