Kwiaty samobójców - Luko Czakowski - Timof Comics


Twórczość Luko Czakowskiego poznałem przy okazji komiksu „Głowa” (również Timof Comics). Przyznam szczerze, że choć z perspektywy czasu fabularnie zatarł się on w mojej pamięci (zostały mi w głowie tylko poszczególne motywy), to jeśli chodzi o stronę wizualną, ogólną koncepcję i atmosferę, nadal dość mocno we mnie rezonuje.

„Kwiaty samobójców” są drugim komiksem tego autora po który sięgnąłem i to, co nasunęło mi się jako pierwsze, to fakt lepszej czytelności samej fabuły. Pamiętam, że „Głowa” scenariuszowo była dość zagadkowa, potrzebowałem trochę czasu żeby wykminić sens poszczególnych sekwencji. W przypadku najnowszego komiksu Czakowskiego sprawa ma się zupełnie inaczej. Historia jest klarowna, a dzieje się tak dlatego, że widać ogromny progres autora i spory postęp jeśli chodzi o sposób budowania niemej narracji. W „Kwiatach samobójców” artysta opowiada o bezimiennym psychoterapeucie, którego pacjentka okazuje się być dla niego błogosławieństwem i przekleństwem. Jest on rozdarty pomiędzy dwoma sprzecznymi obrazami jej osoby. Tym, który maluje ona sama oraz drugim, rysowanym przez jej partnera. To co rzuca się w oczy, to dobre budowanie napięcia. Sam początek jest łagodny, wręcz liryczny, jednak im więcej kart zostaje odkrytych, tym niepokój wzrasta. W komiksie, z ust bohaterów, nie pada ani jedno zdanie, porozumiewają się oni natomiast piktogramami oraz obrazami zawartymi w samych dymkach. Wszystko to dobrze współgra i pomaga w lepszym odbiorze fabuły. Najbardziej enigmatyczny był dla mnie moment rozmowy psychoterapeuty i partnera kobiety, ponieważ posługują się oni mocno symbolicznymi obrazami, jednakże i tutaj, bez problemu, można zrozumieć sens i wychwycić przesłanie.

Graficznie natomiast również jest inaczej niż w „Głowie”. Przede wszystkim jest nieco „normalniej”. W „Głowie” autor odpływał w naprawdę mocno groteskowy styl, naginał „brzydotę” i wystawiał czytelnika na próbę. Klimat budował również kolorem, którym wzmacniał tamten wykręcony świat. W „Kwiatach samobójców” styl, choć oczywiście daleki od wypieszczonego fotorealizmu i klasycznego pojmowania piękna, poszedł w nieco bardziej ugładzone rejony, co moim zdaniem wyszło jednak tej opowieści na plus. Nie będę może oryginalny, ale widzę tutaj inspiracje Markiem Turkiem i Thomasem Ottem ( z przewagą Turka). Oczywiście nie ma nic złego w inspirowaniu się najlepszymi.

Reasumując, bardzo dobrze zrobiona rzecz, czytelna, z pomysłem narysowana, dobrze poprowadzona, potwierdzająca ciągły progres autora i pracę nad warsztatem. Brawo. Szkoda tylko, że Timof nie pokusił się o nieco większy format, fajnie byłoby zobaczyć tak dobre prace na większej przestrzeni.








Komentarze

Popularne posty